Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0553.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

utkwił surowy wzrok w Krzyżaku, zaś Mikołaj z Długolasu, Mrokota z Mocarzewa, Jaśko z Jagielnicy i inni rycerze mazowieccy przyskoczyli zaraz do mnicha, pytając naprzemian groźnymi głosami:
— Jakożeście mogli to myśleć? Mów Niemcze! Jako to być mogło?
A brat Rotgier ochłonął i rzekł:
— My, zakonnicy, nie podnosim oczu na niewiasty. Było w leśnym dworze przy Miłościwej Księżnie dworek niemało, ale która była między niemi Jurandówna, nikt z nas nie wiedział.
— Danveld wiedział — ozwał się Mikołaj z Długolasu. — Gadał ci z nią nawet na łowach.
— Danveld stoi przed Bogiem, — odparł Rotgier — i powiem o nim jeno to, że nazajutrz znaleziono rozkwitłe róże na jego trumnie, których, jako w czasie zimowym, nie mogła położyć ręka ludzka.
Znów nastało milczenie.
— Zkąd wiedzieliście o porwaniu Jurandówny? — zapytał książę.
— Sama bezbożność i zuchwalstwo uczynku zrobiły go rozgłośnym tu i u nas. Więc dowiedziawszy się o tem, daliśmy na msze dziękczynne, że jeno zwykła dwórka, a nie które z rodzonych dzieci Waszych Miłości było porwane z leśnego dworca.
— Ale to mi zawsze dziwno, żeście mogli niedojdę poczytać za córkę Juranda.
Na to brat Rotgier: