Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0544.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyle krwi niewinnej, że i niejedna potyczka więcej jej nie kosztuje.
— Zaprawdę — odrzekł Rotgier — mówi przez was rozum i doświadczenie wieku. Złe uczynki Danvelda, choćbyśmy na niego tylko winę zwalili, zawszeby poszły na karb Zakonu, zatem na karb nas wszystkich, kapituły i samego mistrza; tak zaś wykaże się naszą niewinność, wszystko zaś spadnie na Juranda, na złość polską i związki ich z piekielnemi mocami.
— I niech nas sądzi wówczas kto chce: papież, czy cesarz rzymski!
— Tak!
Nastała chwila milczenia, poczem brat Rotgier spytał:
— Więc co uczynim z Jurandówną?
— Radźmy.
— Dajcie ją mnie.
— A Zygfryd popatrzał na niego i odpowiedział:
— Nie! Słuchaj, młody bracie! Gdy chodzi o Zakon, nie folgujcie mężowi, ni niewieście, ale nie folgujcie i sobie. Danvelda dosięgła ręka Boża, bo nietylko chciał pomścić krzywdy Zakonu, ale i własnym chuciom dogodzić.
— Źle mnie sądzicie! — rzekł Rotgier.
— Nie folgujcie sobie, — przerwał mu Zygfryd — bo zniewieścieją w was ciała i dusze, i kolano tamtego twardego plemienia przyciśnie kiedyś pierś waszą tak, iż nie powstaniecie więcej.
I po raz trzeci wsparł posępną głowę na