Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0539.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W trumnach już?
— W trumnach, jeno komtur głowę ma zakrytą, bo i czaszka i twarz zmiażdżone.
— Gdzie inne trupy i ranni?
— Trupy na śniegu, aby zesztywniały, nim porobią trumny, a ranni opatrzeni już w szpitalu. Zygfryd splótł powtórnie dłonie nad głową.[1]
— I to jeden człowiek uczynił!... Boże, miej w swojej pieczy zakon, gdy przyjdzie do wielkiej wojny z tem wilczem plemieniem.
Na to Rotgier podniósł wzrok w górę, jakby coś sobie przypominając i rzekł;
— Słyszałem pod Wilnem, jako wójt sambijski mówił bratu swemu, mistrzowi: „Jeśli nie uczynisz wielkiej wojny i nie wytracisz ich tak, aby i imię nie zostało, tedy biada nam i naszemu narodowi“.
— Daj Boże takową wojnę i spotkanie się z nimi! — rzekł jeden z szlachetnych nowicyuszów.
Zygfryd spojrzał na niego przeciągle, jak gdyby miał ochotę powiedzieć: „Mogłeś dziś spotkać się z jednym z nich“ — lecz widząc drobną i młodą postać nowicyusza, a może wspomniawszy, że i sam, choć sławion z odwagi, nie chciał iść na pewną zgubę, zaniechał wymówki i zapytał:
— Który z was widział Juranda?
— Ja — odrzekł de Bergow.
— Żyje?

— Żyje, leży w tej samej sieci, w którąśmy go zaplątali. Gdy się ocknął, chcieli go knechci dobić, ale kapelan nie pozwolił.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; to zdanie powinno zaczynać się od nowej linii i akapitu.