Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0501.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wróci Danuśka, wróci — odpowiedział Jurand: — nad nią jest opieka Boska. Ale jak wróci... słuchaj... Bierz ty ją do Bogdańca, a Spychów na Tolimę zdaj... To człek wierny, a tu ciężkie sąsiedztwa. Tam ci jej na powróz nie wezmą... tam przezpieczniej...
— Hej! — zakrzyknął Zbyszko — a wy już jakby z tamtego świata gadacie. Cóż to jest?
— Bom już przez pół był na tamtym świecie, a teraz tak mi się widzi, że jakowaś chorość mnie ima. I chodzi mi o dziecko... boć ja ją jedną mam. A i ty, choć wiem, że ją miłujesz...
Tu przerwał i wydobywszy z pochwy krótki mieczyk, zwany mizerykordyą, zwrócił go rękojeścią ku Zbyszkowi:
— Przysięgnijże mi jeszcze na ten krzyżyk, jako jej nigdy nie pokrzywdzisz i będziesz statecznie miłował...
A Zbyszkowi aż łzy stanęły nagle w oczach; w jednej chwili rzucił się na kolana, i położywszy palec na rękojeści, zawołał:
— Na świętą Mękę, tak jej nie pokrzywdzę i będę statecznie miłował!
— Amen — rzekł ksiądz Kaleb.
Jurand zaś pochował w pochwę mizerykordyę i otworzył mu ramiona:
— Toś mi i ty dziecko!...
Poczem rozeszli się, bo noc już zapadła głęboka, a od kilku już dni nie zaznali dobrego wywczasu. Zbyszko jednakże wstał nazajutrz świtaniem, albowiem wczoraj zląkł się istotnie, czy nie