Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0489.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy pątnik. Gdyby go na męki położyć, siła możnaby się od niego dowiedzieć.
— Czekać! — rzekł Zbyszko.
Tymczasem w izbie narożnej, zaledwie drzwi się zamknęły za Zbyszkiem i księdzem Kalebem, siostra zakonna przysunęła się szybko do Juranda i poczęła szeptać:
— Waszą córkę zbóje porwali.
— Z krzyżami na płaszczach?
— Nie. Ale Bóg pobłogosławił pobożnym braciom, że ją odbili, i teraz ona jest u nich.
— Gdzie jest? pytam.
— Pod opieką pobożnego brata Schomberga — odrzekła, krzyżując ręce na piersiach i schylając się pokornie.
A Jurand, usłyszawszy straszne nazwisko kata Witoldowych dzieci, zbladł jak płótno; po chwili siadł na ławie, przymknął oczy i począł dłonią rozcierać zimny pot, który uperlił mu czoło.
Co widząc pątnik, jakkolwiek nie umiał przedtem pohamować strachu, wsparł się teraz w boki, rozwalił się na ławie, wyciągnął nogi i spojrzał na Juranda, oczyma pełnymi pychy i pogardy.
Nastało długie milczenie.
— I brat Markwart pomaga bratu Szombergowi w czuwaniu nad nią — rzekła znów niewiasta. — Pilna to opieka i nie stanie się panience krzywda.
— Co mam czynić, by mi ją oddali? — zapytał Jurand.