Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0403.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To niech że mu je dziewczyna poniesie, a gdy krzypota go popuści, wówczas dopilnujem, aby wszystko wedle zwykłego obyczaju się odbyło. Niech mu wnet poniesie, bo prędka radość najlepsza!
Księżna, usłyszawszy to, uściskała pana wobec dworzan, potem ucałowała kilkakrotnie jego ręce, on zaś uśmiechał się wciąż, a wreszcie rzekł:
— Widzicie... No! dobra ci rzecz do głowy przyszła! Że też to Duch święty i niewiastom krzyny rozumu nie poskąpił! Zawołajże teraz dziewczynę.
— Danuśka! Danuśka! — zawołała księżna.
I po chwili we drzwiach bocznej komory ukazała się Danusia, z zaczerwienionymi od bezsenności oczyma i z dwojakami w ręku, pełnemi dymiącej kaszy, którą ksiądz Wyszoniek okładał potłuczone kości Zbyszka, a którą stara dworka właśnie przed chwilą jej oddała.
— Pójdźże tu jeno do mnie, sierotko! — rzekł książę Janusz. — Postaw dwojaki i chodź.
I gdy zbliżyła się z pewną nieśmiałością, „Pan“ bowiem wzbudzał w niej zawsze pewną obawę, przygarnął ją z dobrocią do siebie i począł gładzić po twarzy, mówiąc:
— A no bieda na cię, dziecko, przyszła —
— Juści! — odpowiedziała Danusia.
I mając smutek w sercu, a łzy na pogotowiu poczęła zaraz płakać, ale cichutko, by księcia nie urazić: on zaś znów spytał: