Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0380.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gniew głosem — waruj się! Jam ci pozwolił wyzwać Juranda, ale gdybyś z wojakiem zakonnem wdarł mi się do kraju, tedy na cię uderzę — i więźniem, nie gościem, tu osiędziesz.
I widocznie cierpliwość jego była już wyczerpana, gdyż cisnął ze wszystkich sił czapką o stół i wyszedł z izby, trzasnąwszy drzwiami. Krzyżacy pobledli ze wściekłości, a pan de Fourcy spoglądał na nich jak błędny.
— Co tedy będzie? — spytał pierwszy brat Rotgier.
A Hugo de Danveld przyskoczył niemal z pięściami do pana de Fourcy.
— Po coś powiedział, że wyście pierwsi naśli Juranda?
— Bo prawda!
— Trzeba ci było zełgać.
— Jam tu przyjechał bić się, nie łgać.
— Tęgo się biłeś — ni słowa!
— A tyś to nie pomykał przed Jurandem do Szczytna?
— Pax! — rzekł de Löwe. — Ten rycerz jest gościem Zakonu.
— I wszystko jedno, co rzekł — wtrącił brat Godfryd. — Bez sądu nie skaraliby Juranda, a na sądzie rzecz by musiała wyjść na wierzch.
— Co tedy będzie? — powtórzył brat Rotgier.
Nastała chwila milczenia, poczem zabrał głos surowy i zawzięty Zygfryd de Löwe.
— Trzeba z tym krwawym psem raz skoń-