Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0374.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za wszystkie winy wymierzył. Szczególnie Hugo de Danfeld, mający własne dawne rachunki z Jurandem, których wspomnienie piekło go bólem i wstydem, upominał się niemal groźnie o zemstę.
— Pójdzie skarga do wielkiego mistrza — mówił — i jeśli sprawiedliwości od Waszej Książęcej Mości nie uzyskamy, on sam potrafi ją uczynić, choćby za owym zbójem całe Mazowsze stanęło.
Lecz książę, lubo z natury łagodny, rozgniewał się i rzekł:
— Jakiej że to sprawiedliwości się domagacie? Gdyby Jurand pierwszy na was nastąpił, wsie popalił, stada zagarnął i ludzi pobił, pewnie bym go na sąd wezwał i karę mu odmierzył. Ale wasi to sami go naszli. Wasz starosta knechtów na wyprawę pozwolił - a cóże Jurand? Jeszcze wyzwanie przyjął, a tego jeno żądał, by ludzie — odeszli. Jakoże mam go za to karać, alibo na sąd pozywać? Zaczepiliście strasznego męża, którego się wszyscy boją, i dobrowolnie ściągnęliście klęskę na wasze głowy — więc czegóż chcecie? Zali mam mu rozkazać, aby się nie bronił, gdy się wam spodoba go najechać?
— Nie Zakon go napastował, jeno goście, obcy rycerze — odparł Hugo.
— Za gości Zakon odpowiada, a do tego byli z nimi knechci z lubowskiej załogi.
— Miał-że starosta gości swych, jako na rzeź wydać?
Na to książę zwrócił się do Zygfryda i rzekł: