Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0354.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poboćkał ci ją przy księżnie! Wierzę, jako wnet im pani weselisko wyprawi.
— Chwacki to jakiś pachołek, ale siarczysta i Jurandowa krew!
— Krzemień to i krzesiwo, choć dziewka niby trusia. Pójdą z nich iskry, nie bój się! Przywarł ci do niej jak kleszcz do żywej skóry.
Tak oni rozmawiali, śmiejąc się, lecz starosta krzyżacki ze Szczytna zwrócił ku panu de Lorche swą koźlą, złą i lubieżną twarz — i zapytał:
— Czy chcielibyście, panie, by jaki duch zmienił was czarnoksięską mocą w tamtego oto rycerzyka?
— A wy, panie? — zapytał de Lorche.
Na to Krzyżak, w którym widocznie zawrzała zazdrość i żądza, ściągnął niecierpliwą ręką konia i zawołał:
— Na moją duszę!...
W tej chwili jednak opamiętał się, i pochyliwszy głowę, odrzekł:
— Zakonnikiem jestem, który ślubował czystość.
I spojrzał bystro na Lotaryńczyka, w obawie, czy nie zobaczy na jego twarzy uśmiechu, albowiem pod tym względem zakon złą miał sławę u ludzi, a między zakonnikami Hugo de Danveld najgorszą. Był on przed kilku laty pomocnikiem wójta w Sambii, i tam skargi na niego stały się tak głośne, że pomimo całej pobłażliwości, z jaką patrzano na podobne sprawy w Malborku, musiano go przenieść na dowódcę zamkowej załogi