Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0335.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łuje, niż dawniej. Teraz niech jej kto jeno krzyknie do ucha: „Zbyszko!“ — to jakby ją kto szydłem żgnął. Taka już nas wszystkich niewiast dola, przeciw czemu nie ma rady, gdyż to z rozkazania Boskiego... A stryjko twój, powiadasz, zdrowi? Czemu zaś nie przyjechali?... Jużci że taka dola... Cni się, cni samej niewieście na świecie... Łaska Boska, że dziewczyna nóg nie połamała, bo codzień na wieżę wyłazi, a na drogę spoglada. Każda z nas potrzebuje przyjacielstwa.
— Popasę jeno konie i pojadę ku niej, — choćby i nocą pojadę — odpowiedział Zbyszko.
— Uczyń to, jeno przewodnika z zamku weź, bo w puszczy zabłądzisz.
Jakoż na wieczerzy, którą Mikołaj z Długolasu dla gości wyprawił, oświadczył Zbyszko, że zaraz za księciem pojedzie i o przewodnika prosi. Zdrożeni bracia zakonni poprzysuwali się po uczcie do olbrzymich kominów, na których płonęły całe pnie sosnowe, i postanowili jechać dopiero nazajutrz, po wypoczynku. Lecz de Lorche, wypytawszy się o co chodzi, oznajmił chęć jechania razem ze Zbyszkiem, mówiąc, że inaczej mogliby się spóźnić na łowy, które chciał widzieć koniecznie.
Poczem zbliżył się do Zbyszka, i wyciągnąwszy doń rękę, znów trzykrotnie ścisnął jego palce.

III.

Lecz nie miało i tym razem przyjść między nimi do bitki, gdyż Mikołaj z Długolasu dowie-