Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0289.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Maćko:
— Daj spokój! Pojechał-ci, bo pojechał, ale za łaską Boską, z Jurandówną nie wróci.
— Co, nie ma wrócić! — ozwała się z pod fartucha Jagienka.
— Bo mu Jurand nie chce dziewki dać.
Na to Jagienka odsłoniła nagle twarz i zwróciwszy się do Maćka, spytała żywo:
— Mówił mi! — ale prawdali to?
— Prawda, jako Bóg na niebie.
— A czemu?
— Kto jego wie. Ślubowanie jakieś, czy co, a na ślubowanie nie ma rady! Udał mu się Zbyszko, ile że mu obiecywał do pomsty pomagać, ale i to nie pomogło. Na nic było i księżnej Anny swatanie. Ni prośby, ni namowy, ni rozkazania nie chciał Jurand słuchać. Powiadał, że nie może. No, i widać przyczyna takowa jest, że nie może, a to człek twardy, który tego, co rzekł, nie zmieni. Ty, dziewczyno, nie trać otuchy i pokrzep się. Po sprawiedliwości musiał chłop jechać, boć te pawie grzebienie w kościele zaprzysiągł... Dziewka też go nałęczką przykryła na znak, że go chce na męża brać, bez co mu głowy nie ucięli — za to jej powinien — nie ma co gadać. Nie będzie, da Bóg, ona jego, ale on jest wedle prawa jej. Zych na niego krzyw, opat pewnikiem pomstuje, mnie też gniewno, a wszelako pomiarkowawszy, co on miał robić? Skoro tamtej powinien, to i trza mu było jechać. Przecie jest szlachcic. Ale to ci jeno powiadam, że jeśli go