Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóżeś ty najlepszego narobił!...
— Nie byłoby tego, gdybym był sobie wcześniej pojechał, a żem nie pojechał, to przez was.
— Jakto, przezemnie?
— Ba, bom nie chciał was chorych odjeżdżać.
— A teraz jako będzie?
— A teraz pojadę.
— Dokąd?
— Na Mazury, do Danuśki... i pawich czubów szukać, między Niemców.
Maćko pomilczał chwilę, poczem rzekł:
— „List“ oddał, ale zastaw jest w księdze sądowej zapisany. Nie daruje nam teraz opat ni skojca.
— To niech nie daruje. Pieniądze macie, a ja na drogę nie potrzebuję. Przecie mnie wszędzie przyjmą i koniom dadzą żreć; a bylem miał pancerz na grzbiecie, a kord w garści, to i o nic nie dbam.
Maćko rozmyślił się i począł rozważać wszystko, co się stało. Nic nie poszło po jego myśli, ni wedle jego serca. Sam on życzył sobie także z całej duszy Jagienki dla Zbyszka; zrozumiał jednak, że nie może być chleba z tej mąki i że wobec gniewu opata, wobec Zycha i Jagienki, wreszcie wobec bójki z Cztanem i Wilkiem lepiej, żeby sobie Zbyszko pojechał niż żeby miał być dalszych niezgód i poswarków przyczyną.
— Ha! — rzekł wreszcie — łbów krzyżackich i tak musisz szukać, więc skoro nie ma innej rady, to jedź. Niech się ta stanie wedle woli