Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0283.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcieli mnie na nich napuścić, ale to wam zgoła chybiło.
— Czem chybiło?... gadaj!
— Bo ja im kazał przyświadczyć, jako najgładsza i najcnotliwsza dziewka w świecie jest Danuśka Jurandówna, a oni właśnie ujęli się za Jagienką, i z tego była bitwa.
Usłyszawszy to, opat stał przez chwilę na miejscu, jak skamieniały, i tylko po mruganiu oczyma można było poznać, że żyw jeszcze. Nagle zawrócił się na miejscu, wywalił nogą drzwi alkierza, wpadł do izby, tam chwycił krzywą lagę z rąk pątnika i począł nią wyganiać swoich „szpylmanów,“ wołając:
— Na koń, skomorochy! na koń! Noga moja w tym domu nie postanie! Na koń, kto w Boga wierzy! na koń!...
I znów wywaliwszy drzwi, wyszedł na dziedziniec, a przerażeni klerycy-waganci za nim. Tak ruszywszy hurmem do szopy, poczęli w mig kulbaczyć konie. Próżno Maćko pogonił za opatem, próżno prosił, błagał, że nie winien — nic nie pomogło! Opat, gdy podano mu konia, skoczył na niego bez strzemion i puścił się w cwał z miejsca, z rozwianymi przez wiatr rękawami, podobny do olbrzymiego czerwonego ptaka. Klerycy lecieli za nim w trwodze, na kształt stada, które podąża za przewodnikiem.
Maćko spoglądał czas jakiś za nimi, aż gdy znikli w boru, wrócił zwolna do izby i rzekł do Zbyszka, kiwając posępnie głową: