Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0281.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie — odrzekł Zbyszko; — potem, jak na mnie nałęczką rzuciła, ślubowałem, że ją za żonę wezmę.
Twarz opata poczęła się czerwienić; uszy mu posiniały, a oczy poczęły wychodzić na wierzch: zbliżył się do Zbyszka i rzekł potłumionym nieco głosem:
— Twoje śluby plewa, a ja wiatr — rozumiesz! Ot!
I dmuchnął mu w głowę tak potężnie, że aż pątlik zleciał, a włosy rozsypały się w nieładzie po ramionach i plecach. Wówczas Zbyszko zmarszczył brwi, i patrząc opatowi wprost w oczy, rzekł:
— W mojem ślubowaniu moja cześć, a nad moją czcią ja sam stróż!
Usłyszawszy to, nieprzywykły do oporu opat, stracił do tego stopnia dech, iż mowa była mu na czas jakiś odjęta. Nastało złowrogie milczenie, które przerwał wreszcie Maćko:
— Zbyszku! — zawołał — upamiętaj się! coć jest?
Opat tymczasem podniósł ramię, i wskazując młodzianka, począł wołać:
— Co mu jest? Ja wiem, co mu jest: dusza w nim nie rycerska i nie szlachecka, jeno zajęcza! To mu jest, że się Cztana i Wilka boi!
A Zbyszko, który nie stracił ani na chwilę zimnej krwi, ruszył niedbale ramionami i odpowiedział:
— O wa! porozbijałem im łby w Krześni.