świecie. Otuchy dodawała mu tylko myśl, że Jurand poczyta mu za zasługę, nie za ujmę napaść na Lichtensteina, bo przecie to uczynił także przez zemstę za Danusiną matkę i omal własnej szyi nie stracił.
Tymczasem jął badać dworzanina, który po niego przyszedł do Amyleja:
— A gdzie mnie wiedziecie? — pytał — na zamek?
— Juści na zamek. Jurand razem z dworem księżny stanął.
— Powiedzcie mi też, jaki to człowiek? żebym wiedział, jako z nim gadać...
— Co wam powiem! To jest człek zgoła od innych ludzi odmienny. Powiadają, że dawniej był wesół, póki mu się krew w wątrobie nie zapiekła.
— A mądry jest?
— Chytry jest, bo innych łupi, a sam się nie da. Hej! jedno on oko ma, gdyż drugie mu Niemcy z kuszy wystrzelili, ale tem jednem do dna ci człowieka przejrzy. Nikt z nim na swojem nie postawi... Jeno księżnę, naszą panią, to miłuje, bo jej dwórkę za żonę wziął, a teraz się dziewka u nas hoduje.
Zbyszko odetchnął.
— To mówicie, że on się woli księżny nie sprzeciwi.
— Wiem ja, czegobyście się chcieli dowiedzieć, i com zaś słyszał, to powiem. Mówiła z nim
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0180.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.