Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie mówili, że większego wilkołaka na Niemców nie masz na całem Mazowszu.
— A jak ci Danuśki nie da?
— Miałby nie dać! On swojej pomsty szuka, ja swojej. Kogoż lepszego sobie upatrzy? Wreszcie, jeżeli księżna na zrękowiny pozwoliła, to i on się nie przeciwi.
— Już ja jedno miarkuję, — rzekł Maćko — że ty wszystkich ludzi z Bogdańca zabierzesz, żeby poczet mieć, jako rycerzowi patrzy, a ziemia ostanie bez rąk. Póki będę żyw, to nie dam, ale po mojej śmierci, jak widzę, że zabierzesz.
— Pan Bóg mi poczet obmyśli, a przecie i Janko z Tulczy krewniak, więc nie poskąpi.
A wtem drzwi się otworzyły i jakby na dowód, że Pan Bóg Zbyszkowi poczet obmyśli, weszło dwóch ludzi, czarniawych, krępych, przybranych w żółte, podobne do żydowskich, kaftany, w czerwone krymki i w niezmiernie szerokie hajdawery. Ci, stanąwszy we drzwiach, poczęli przykładać palce do czoła, do ust, do piersi i zarazem bić pokłony aż do ziemi.
— Cóż to za odmieńcy? — zapytał Maćko. — Coście za jedni?
— Niewolnicy wasi — odpowiedzieli polskim łamanym językiem przybysze.
— A to jak? zkąd? kto was tu przysłał?
— Przysłał nas pan Zawisza w darze młodemu rycerzowi, abyśmy niewolnikami jego byli.
— O dla Boga! dwóch chłopów więcej! — zawołał z radością Maćko. — A z jakiego narodu?