Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tego ci nie przyganię. Twoja śmierć albo jego!
— Już ja wam jego rękawice i pas do Bogdańca przywiozę, nie bójcie się!
— Jeno się strzeż zdrady. U nich o zdradę łatwo.
— Pokłonię się księciu Januszowi, żeby posłał po glejt (tyle co dzisiejszy paszport) do Mistrza. Teraz jest spokój. Pojadę za glejtem do Malborga, a tam zawsze gości rycerstwa kupa. To wiecie? — najprzód Lichtenstein, a potem będę upatrywał, którzy pawie czuby na hełmach mają — i po kolei ich wyzywał. Boga mi! zdarzy-li Pan Jezus zwycięstwo, to zarazem i ślub spełnię.
To mówiąc, Zbyszko uśmiechał się do swoich własnych myśli, przyczem twarz miał zupełnie pacholęcia, które zapowiada, jakich to czynów rycerskich dokona, gdy dorośnie.
— Hej! — rzekł, kiwając głową, Maćko — żebyś ty trzech rycerzy ze znakomitych rodów pokonał, to nie tylkobyś ślub spełnił, ale jakibyś sprzęt po nich wziął!
— Co to trzech! — zawołał Zbyszko. — Już ja w więzieniu powiedziałem sobie, że nie będę Danuśce skąpił. Ile palców u rąk — nie trzech.
Maćko wzruszył ramionami...
— Dziwujcie się, albo i nie wierzcie — rzekł Zbyszko — a ja przecie z Malborga do Juranda ze Spychowa pojadę. Jakże mu się nie pokłonić, kiedy to Danuśkowy ojciec? I z nim będziem chełmińskich Niemców najeżdżali. Samiście prze-