Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwolił?
Maćko siadł na tapczanie, bo stać z wielkiego osłabienia nie mógł; przez chwilę oddychał ciężko i wreszcie rzekł:
— Kasztelan powiedział tak: „Jeśli wam potrzeba podzielić grunt, albo statek, to waszego bratanka na jedną, albo na dwie niedziele na rycerskie słowo wypuszczę, ale na dłużej nie.
Zbyszko zdumiał się tak, iż czas jakiś słowa nie mógł przemówić.
— Na dwie niedziele? — zapytał po chwili.
— A toć ja przez niedzielę nawet do granicy nie zajadę! — Cóże to jest?... Chybaście kasztelanowi nie powiedzieli, po co ja chcę do Malborka?
— Nie tylko ja za tobą prosiłem, ale i księżna Anna.
— No, i co?
— I co? Powiedział jej stary, że mu po twojej szyi nic, i że sam cię żałuje. „Niechbym, powiada, jakie prawo za nim znalazł — ba! niechby i pozór — tobym go całkiem puścił — ale jak nie mogę, to nie mogę. Nie będzie — powiada — dobrze w tem królestwie, gdy ludzie poczną na prawo oczy zamykać i po przyjaźni sobie folgować; czego ja nie uczynię, choćby o Toporczyka mego krewniaka, albo zgoła brata chodziło“. — Tacy to ludzie nieużyci! — A on jeszcze powiadał tak: „My nie potrzebujemy się oglądać na Krzyżaków, ale hańbić się nam przed nimi nie wolno. Coby pomyśleli i oni, i ich goście, któ-