Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zielona szata. Stojąc na wzgórzu, głowę miał wzniesioną i modlił się. Widocznie też zatrzymał konia, by skończyć wieczorne pacierze.
— Ej, co mi za Walgierz! — pomyślał młody chłopak.
Dojechał już tak blisko, że mógłby był dosięgnąć kopią nieznajomego; ów zaś, widząc przed sobą wspaniale uzbrojonego rycerzyka, uśmiechnął się do niego życzliwie i rzekł:
— Pochwalony Jezus Chrystus!
— Na wieki wieków.
— Żali to nie dwór księżnej mazowieckiej tam w dole?
— Tak jest.
— To z Tyńca jedziecie?
Lecz na to nie było już odpowiedzi, albowiem Zbyszko zdumiał się tak, że nawet nie usłyszał zapytania. Przez chwilę stał jak skamieniały, oczom własnym nie wierząc, gdyż oto, na ćwierć stai za nieznanym mężem ujrzał kilkunastu konnych żołnierzy, na czele których, ale znacznie naprzód, jechał rycerz przybrany cały w świecącą zbroję, w biały sukienny płaszcz z czarnym krzyżem i w stalowy hełm z przepysznym pawim czubem w grzebieniu.
— Krzyżak — szepnął Zbyszko.
I na ten widok pomyślał, że modlitwy jego zostały wysłuchane, że Bóg w miłosierdziu swojem zsyła mu takiego Niemca, o jakiego w Tyńcu prosił, że trzeba z łaski Boskiej korzystać, więc nie wahając się ani chwili, zanim wszystko prze-