Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 324.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dajno spokój, Scholasiu — ozwał się Antoni, podnosząc nagle głowę, jakby mu myśl jakaś błysnęła; wskutek czego bujna jego, twarda czupryna przyprószyła się wapnem od raptownego zetknięcia z sufitem. — Już ja wiem co zrobię. Owinę serce dzwonka szmatką na tę noc, a sam siądę naprzeciw i będę baczył, jak się ruszy. Będziesz sobie spała cichusieńko jak u Pana Boga za piecem i choroba cię odstąpi — zobaczysz!
Spieczone usta Scholastyki drgnęły, jakby od wewnętrznego rozrzewnienia.
— Oj! Antek! Antek! jaki ty dobry — szepnęła.
Antoni istotnie kochał swoją żonę miłością rzadką w téj sferze społecznéj, do któréj należał. Ożenił się z nią tylko dla jéj pięknych czarnych oczu, długiéj kosy i okrągłych, różowych policzków, bo wiana żadnego nie miała, a choć zmartwienia i choroby, prędko te wdzięki zabrały, serce Antkowe wiernem jéj pozostało.
Z początku żyli na wsi, wśród tych łąk i pól rodzinnych, gdzie się poznali i pokochali, ale gospodarstwo im się nie wiodło, stracili wszystko, co Antoni po ojcu odziedziczył, stracili dwoje dzieci — więc im wieś zbrzydła i przenieśli się do Warszawy.
Antoni przyjął obowiązek stróża u bardzo bogatego przemysłowca. Roboty było sporo to w domu, to na ulicy; pensyjka maleńka: z sześciu