raz ten podkreśliła ironicznym naciskiem) jest bogatym, by mi dał to wszystko, bez czego już nie rozumiem życia (tu powiodła oczyma po otaczających ją przedmiotach zbytku); rozumnym, bym się niepotrzebowała wstydzić mego wyboru i szlachetnym, a co zatém idzie, łatwowiernym, by się na mnie nie poznał — i że wreszcie ma ze mnie wcale znośną żonę. Teraz, wiész już pan czém byłam, czém jestem i co się ze mną stanie, jeżeli naturalnie nie umrę wprzódy, co byłoby najlepszą ze wszystkiego rzeczą.
Umilkła i spojrzała na mnie. Tym razem oczy jéj mówiły: możesz odejść, alem ja rozkazu tego nie rozumiał. Siedziałem sztywny, nieprzytomny, jakby senny.
— Na dnie kielicha mojéj otwartości jest jeszcze jedna kropla — ozwała się po pewnem wahaniu. — Chciałam ją przy sobie zatrzymać, ale... Czy pamiętasz pan kaplicę Św. Krzyża?
— Litości! — szepnąłem, zaciskając ręce z przeczuciem czegoś okropnego.
— Dam jéj dowód w tej chwili — odparła chłodno — alboż pan nie rozumiesz, że cię chcę wyleczyć! Widziałeś mnie wtedy płaczącą, ukorzoną przed Bogiem i wierzaj mi, płakałam i korzyłam się szczerze, ale wiész, co mi twarzą na ziemię upaść kazało? Oto resztka lepszych uczuć, gdzieś tam jeszcze kołacząca się w piersi; oto wstyd, zgroza i boleść nad sobą samą. Weszłam do kościoła, wiedząc, że pan idziesz za mną
Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 287.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.