Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczególnego podniecenia, usta wilgotne i purpurowe okrążał wyraz okrutnéj ironii. I po co, po co mówiła mi to wszystko! Jakąż dziką radość sprawiało jéj to darcie na drobne kawałki idealnych szat, jakie dla mnie dawniéj przywdziewała.
Odgadła widać myśl moją, bo mówiła daléj:
— Widzisz pan, że się nie oszczędzam. Powinieneś mi być wdzięczny za tę przysługę — łatwiej ci przyjdzie o mnie zapomnieć. A nawet, doprawdy nie powinieneś pan mieć wcale żalu do mnie. Pociągnęłam cię, zmusiłam prawie, żebyś mnie pokochał — o! boś się opierał — i to mnie drażniło... prawda, łudziłam cię czas jakiś pozorem wzajemności... i to prawda... ale cóż ztąd? Alboż nie byłeś szczęśliwy przez kilka miesięcy? alboż mi nie winieneś kilku chwil promiennych? To szczęście przelotne, te chwile złote, to moja zapłata za wrażenia, jakie mi dała twoja miłość. Ciekawa byłam poznać, jak kochają poeci.
Było tyle oburzającego chłodu w tém powiedzeniu, że spojrzałem na nią niemal z pogardą.
— A teraz — rzekłem z gryzącem szyderstwem — jesteś pani ciekawa poznać jak kochają podróżnicy?
Uśmiechnęła się z tą drażniącą pobłażliwością, co może czasem doprowadzić człowieka do ostateczności.
— Uważam pana w téj chwili za niepoczytalnego — odparła spokojnie — więc ci i to prze-