Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 273.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ne księżycowych blasków i uśmiechnęła się lekko, niby przez sen.
— Tak — rzekła jakimś także sennym głosem — tak... kiedyś... opowiem ci to wszystko Eugenjuszu!
Nazwała mnie po imieniu, a ja, jakby ta mowa ujęła coś z dzielącéj nas przestrzeni, pochyliłem się ku niéj, szepcząc:
— Czemu nie teraz, aniele, czemu nie teraz?
Cofnęła nieco głowę.
— O! — odparła z jednym z tych szczególnych oddźwięków w głosie — przyjdzie na to czas, nie potrzeba go przyśpieszać. A teraz, dajmy pokój przeszłości i przyszłości... teraźniejszość nam się uśmiecha.
I żyliśmy tą teraźniejszością całe dwa tygodnie, aż z niéj jeden tylko dzień pozostał.
Nazajutrz miałem wyjeżdżać.
Przyszedłszy z pożegnaniem, zastałem ją samą w salonie.
— Wujenka wyszła — rzekła powstając z kozetki — i nie wiem kiedy wróci, ale myślę, że się pan nie rozgniewasz, jeśli ją w twojem imieniu pożegnam.
Uśmiechnęła się, widząc na mojéj twarzy radość, jaką mi to niespodziewane samnasam sprawiło.
Siadła, wskazała mi miejsce w pobliżu i jakiś czas rozmawialiśmy półgłosem, choć nikt nas słyszeć nie mógł. Cośmy mówili? zapewne to samo,