Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 271.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

otwartemi oczyma. Poszedłem i ja wzrokiem w tym kierunku, ale nic szczególnego nie zobaczyłem.
Naprzeciw nas, po oświetlonéj przestrzeni chodnika, z którego cienistéj części, myśmy się właśnie wynurzali, postępowała para, nie różniąca się niczém od tysiąca innych, prócz chyba tém, że mężczyzna miał piękną, myślącą twarz i wydawał się młodszym od kobiety, którą prowadził pod rękę, osoby bardzo strojnéj, o pospolitych, grubych rysach. Ale sprzeczności często się spotykają i nikt się niemi nie przestrasza. Musiało więc być w tém coś innego.
Tymczasem owi państwo rozminęli się z nami w ten sposób, że młody człowiek przeszedł koło mojéj towarzyszki, która nie spuszczała z niego oczu.
Traf zrządził, że idąc nieuważnie zawadził o jéj suknię; dotknął więc kapelusza z grzecznem „przepraszam”, wtem spotkał jéj przeszywające spojrzenie, zmięszał się, odwrócił głowę i szybko nas wyminął. Wszystko to zresztą odbyło się w mgnieniu oka.
— Co pani jest? Co ci jest najdroższa? — spytałem, czując, że drży na całem ciele.
— Nic, nic — odszepnęła urywanym głosem — przelękłam się.
— Czego?
— Sama nie wiem. Zdawało mi się... miewam czasami halucynacye.