Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 269.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powodu utkwił mi w pamięci. Byliśmy we czworo i los mi tak usłużył, że krążąc po całéj Dolinie, nie spotkaliśmy nikogo ze znajomych, coby się do nas przyłączył.
Wujenka szła ze swoim ojcem za nami, ja gdy się ściemniło, podałem ramię siostrzenicy, która je po pewnem wahaniu przyjęła.
Wieczór był cudny.
Różnokolorowe lampiony kołysały się wśród gałęzi, któremi wstrząsał lekki, ciepły powiew; nad drzewami wisiało niebo spokojne i błękitne, jak oko dziecka, a wierzchołki ich oblane światłem księżyca, robiły wrażenie metalowych, fantastycznie pogiętych kopuł.
Orkiestra grała barkarolę Gounod'a, a my błąkaliśmy się po chodnikach, depcząc srebrne księżycowe smugi, co nam się na drodze kładły, to zagłębiając się w cienie od drzew padające.
Dziwny czar ma w sobie taka powolna, bez celu przechadzka we dwoje, gdy noc letnia wstaje i obwija ziemię w swą szatę przezroczystego mroku, pod którą w kielichach kwiatów, budzą się nowe wonie, a w piersiach ludzkich nieokreślone pragnienia, co same przez się są rozkoszą, i sny tęczowe, co za rzeczywistość starczą i wszystkie pierwiastki szczęścia, jakiemi młodość serce uposaża.
Moja gwiazda jaśniała pięknością, jak jéj siostry na niebie. I na nią wpłynęła noc letnia. Była rozmarzoną, tkliwszą niż zwykle, mówiła