Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Właścicielka jego była jeszcze niezwyczajniejszą — odparł nie przestając chodzić.
Spojrzałem na imię wyryte na medalionie i pomyślałem, że najpiękniejsze poezye, jakie wyśpiewała milknąca już dusza mego biednego sąsiada, musiały nosić tytuł: Do Walentyny. Nie objawiłem przecież głośno tego przypuszczenia i byłbym skierował rozmowę na inny przedmiot, gdyby on sam nie zatrzymał się raptem na środku pokoju i nie zapytał:
— Chcesz pan usłyszeć historyję tego wachlarza?
Była to całkiem niespodziewana odpowiedź na tajemne życzenie mojéj ciekawości; to téż pochwyciłem ją skwapliwie.
— Nietylko chcę, ale pragnę. Byłbym sam o nią prosił, gdyby nie obawa, że to panu przykrość sprawić może.
Zrobił niedbały ruch ręką.
— Mnie już nic przykrości nie sprawia — odpowiedział z goryczą. — Struna cierpienia zerwała się oddawna w mojéj duszy. Los zbyt często na niéj wygrywał.
Przystąpił do stołu i wziąwszy wachlarz, poglądał na niego z uśmiechem smutnéj ironii na ustach i rozmarzeniem w oczach.
— Jakie to lekkie — rzekł ważąc go w ręku — jakie filigranowe cacko, niby nic, a jak padło na szalę mego życia, tak ją do ziemi przybiło. Doprawdy, śmiech pusty i gniew bezsilny ogarnia