Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jątek, bo on znowu jadał zawsze o trzeciéj. Ale właśnie ta spóźniona pora odbierała jéj apetyt. Raz w tydzień można było zrobić takie gastronomiczne ustępstwo na rzecz przyjaźni, powtarzać je wszelako 365 razy do roku, to już była rzecz, nad którą należało się zastanowić. Musiała się téż zastanawiać nad nią panna Róża, bo była dosyć milczącą i z początku nie przerywała wcale panu Teodozemu, który przy czarnéj kawie zaczął rozwijać plany przyszłego urządzenia życia. Pobiorą się za indultem, po cóż mają zwlekać i trzy razy spadać z ambony? Ślub odbędzie się zrana, każde z nich przyjdzie z osobna do kościoła, w zwyczajnem ubraniu, wysłuchają mszy świętéj, ksiądz im ręce stułą zwiąże, oni się pod te ręce wezmą i wrócą do siebie na śniadanie, a potém pan Teodozy pójdzie do biura, a panna Róża rozpatrzy się na nowem mieszkaniu i zadysponuje służącéj obiad, jakby nigdy nic. Po obiedzie za to, pójdą sobie do Botanicznego ogrodu, popatrzą na kwitnące róże i...
— Do Botanicznego ogrodu? — przerwała panna Róża z przerażeniem. — Pieszo? A! jabym nigdy nie zaszła!
— Tak się pannie Róży zdaje, bo mało ruchu używa! Oprze się panna Róża na mnie i pójdziemy sobie pomalutku, odpoczywając na ławeczkach w alejach. Przecież to przyjemniéj, niż trząść się dorożką i kurz z pod kół łykać!