Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa tego korzystać nie zamierzał. Śmiesznémby było, gdyby mu teraz przyszła taka ochota, jemu, który, gdy te usta były świeże, a ta kibić giętką i młodą i gdy do niego należeć mogły, posiadać ich nie zapragnął.
— Będzie nam dobrze razem — rzekł uroczyście. — Było nam dobrze dotąd, ale późniéj będzie nam jeszcze lepiéj!
— Jeszcze lepiéj — powtórzyła panna Róża.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się przez łzy.
Płacz oszpecił ją. Przy zaczerwienieniu policzków i nosa, twarz jéj zrobiła się jeszcze bardziej żółtą i starą, ale pan Teodozy nie był kochankiem, żeby takie spostrzeżenie, jeżeli je uczynił, podziałało na niego ostudzająco. Myśl tego połączenia dwóch starości powstała w nim podczas długich godzin rekonwalescencyi, gdy samotność i brak serdeczniejszéj, nad płatną opieki boleśnie mu się uczuć dały. Przywiązał się do niéj, widział ową wspólną przyszłość, jakąby ona stworzyła, taką bezpieczną, jak to wypogodzone niebo zimowe, co ani upałem, ani deszczem, ani piorunem nie grozi; lecz spokojne, jednostajne, krótki swój dzień przeżywa i niknie w cieniach nocy! Lękał się téż, aby odmowa panny Róży, nie zniweczyła tego pięknego marzenia, może pierwszego, a z pewnością ostatniego w życiu i dlatego tak się z odwiedzeniem jéj i odkryciem swych myśli ociągał.
Uspokojony pod tym względem, wpadł w naj-