Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzowie poszli na scenę, aktorowie zajęli ich miejsca.
Przybyły wreszcie gospodynie balu, a między niemi prezesowa z panną Martyną. „Piękność sezonu” niezupełnie zasługiwała na tę nazwę owego wieczora. Twarzyczka jéj trochę nabrzękła od wiatru, była bardzo bladą, a oczy zazwyczaj pełne blasku, wydawały się jakby senne. Przytem była jakaś smutna, czy niezadowolona, widocznie niegrzeczne lustro musiało jéj powiedziéć, że mniéj dobrze wygląda.
Poeta, powiódłszy za nią wejrzeniem dłuższém niż ogon jéj gazowéj sukni, zwierzył się panu Gustawowi, że panna Martyna robi na nim teraz wrażenie podciętéj lilii, na co tamten odpowiedział bez ogródki, że to porównanie jest ni w pięć ni w dziewięć.
Doktorowa C. przeciwnie, wyglądała tak ładnie jak nigdy, to téż „Władeczek”, gdy ją na salę wprowadził, promieniał takiém uszczęśliwieniem, jak gdyby wszyscy pacyjenci kolegi B. raptem do niego przeszli.
— Żona pańska królową wieczoru! — rzekł mu pan Gustaw, gdy poczciwy doktor nazbierawszy w sali wiązkę pochwał na cześć swojéj małżonki, zjawił się na werendzie, zapewne po też same plony.
— Szkoda tylko, że tak krótko królować dzisiaj będzie — mówił daléj jeune premier. Północ