to jeszcze koniec przyjemnościom. Owszem, najefektowniejsze niespodzianki zachowane były na tę ostatnią część wycieczki. Droga, którą teraz przebywać mieli, wiodła koło uroczego jeziorka, wieńcem gór opasanego. Tam już czekały zamówione łodzie i towarzystwo miało odbyć na nich wodną przejażdżkę, urozmaiconą muzyką, a o zmierzchu ogniami bengalskiemi i racami.
Od jeziorka było już tylko pół godziny jazdy do domu, ale do jeziorka całe trzy — a przez trzy godziny, ileż to rzeczy stać się może!... Naszym wycieczkowiczom stała się tylko jedna... ach! ta jedna starczyła za tysiące.
Panna Jadwiga, swoim zwyczajem błądząca oczyma po niebie, odegrała w tym razie rolę Kassandry i jeszcze na polance obwieściła bawiącemu się towarzystwu, że będzie dészcz! Przyjęto tę wróżbę z niedowierzaniem, aliści ledwo spuszczono się kawałek z góry, wielka, ciężka kropla spadła na melancholijny nos poety, w ślad za tém kilkanaście osób doznało tego samego wrażenia i nim zdołały zakomunikować sobie wynikłe ztąd obawy, otwarły się upusty niebieskie i rzęsista ulewa pochwyciła całe grono w swe mokre objęcia.
Zrobił się zamęt, popłoch nie do opisania.
— Waterproofy, gdzie są waterproofy! — zaczęły wołać damy.
— Dawajcie waterproofy! żywo! — krzyknęła młodzież na górali.
Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 101.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.