Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, panie dobrodzieju, jutro o dziewiątéj, punkt zborny na promenadzie. Będą wózki i konie wierzchowe, do wyboru.
— Otóż to bardzo ślicznie. Jadwinia lubi konno jeździć, a ja tam sobie do tarantasa wsiądę. Dawniéj, to choćby sto mil na siodle, a dosiedzę, ale teraz starość nie radość, panie mój kochany.
— O tak, kiedyś bardzo lubiłam konną jazdę — odezwała się panna Jadwiga, dając tém do zrozumienia, że obecnie już jéj nie nęcą przyjemności tego życia.
Ale wkrótce miała się przekonać, że ta zatrważająca apatyja nie zapuściła jeszcze zbyt głęboko korzeni w jéj ośmnastoletnią duszę. Nie minęło pięciu minut od wyjścia pierwszéj deputacyi, gdy zjawiła się druga, któréj członkiem, jak wiadomo, był „beznadziejny”. Dowiedziawszy się co ich sprowadziło, panna Jadwiga poznała nagle, że nienawidzi wycieczek, a natomiast lubi namiętnie kawalerskie bale i ze ściśnioném sercem słuchała, jak ojciec ucałowawszy pana Wiktora, przepraszał go tłómacząc swą odmowę daném już komu innemu przyrzeczeniem.
Pan Wiktor, wysławszy w duchu tego „kogoś innego” do wszystkich potępieńców, nie dał za wygranę i widocznie zmienił swoje hygieniczne poglądy na kwestyję wycieczek, mniéj téż dbał o zdrowie panny Jadwigi niż doktorowéj C., bo zaczął dowodzić, że chodzenie w dzień po górach