Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie! — rzekł, poskramiając swą radość melancholijnym tonem — nie zwykłem dopomagać losowi, ale gdy los sam...
I wręczył wszystkie bilety swemu protektorowi, który je ledwie obu dłońmi objąć zdołał.
— Więc to będzie deklamacyja? zagadnął pan Gustaw, bo mając zachęcać publiczność, chciał przynajmniéj wiedzieć do czego.
— Tak jest deklamacyja utworów najcelniejszych naszych poetów, a także i moich — objaśnił Anatol Wiesław ze skromnością.
Tegoż samego wieczora pan Gustaw podniósł kwestyją konferencyi w gronie młodzieży. Zrazu nie znalazł poparcia, na jakie rachował, ale od czegóż wymowa.
Trzebaż go było słyszéć jak dowodził, że jeżeli kto, to właśnie oni, złota młodzież powinni być mecenasami sztuki i poezyi. Bo któż nimi będzie? Czy goli posagowicze? czy obarczeni kłopotami ojcowie rodzin? czy skąpa arystokracyja? A zresztą, to tak miło protegować!
Tego ostatniego pan Gustaw nie powiedział, ale to czuł i czuli to inni i to ich głównie na stronę Anatola Wiesława skłoniło. W jednéj chwili rozebrali bilety, aby je następnie puścić w kurs pomiędzy znajomych i nieznajomych, co téż czynili z wielką gorliwością, zwłaszcza pan Gustaw, który się tak przejął ważnością swojéj misyi, iż w końcu wydało mu się, że losy polskiego Parnasu dźwiga na swoich barkach. Sam zajął sęi[1]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być się.