Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto to taki? — zapytał pan Gustaw uderzony jego oryginalną powierzchownością.
— Poeta jakiś — osioł! — odparł pan Teofil, dla którego te dwa wyrazy były najwyraźniéj jednoznacznikami. — Włóczy się po górach sam i deklamuje, z nikim się nie łączy, tylko zdaleka przewraca oczy do panny Martyny. Już mnie ta jego fizys irytować zaczyna, ale z takim ciemięgą nawet zadzierać nie warto.
— No, a zdrowie panny Martyny, jeszcześmy go nie wypili — przypomniał pan Karol, który, ponieważ znudziło ma się stać na krześle, usiadł na stole przerzuciwszy nogi przez poręcz.
— Panowie! pełne kieliszki!
— Za pozwoleniem — przerwał jeden, wysoki brunet, z twarzą dość inteligentną i wesołą. Takie zdrowie inaczéj się pije. Proszę o głos!
— Cisza! pan Rajmund ma głos!
— To nasz Trubadur — szepnął panu Gustawowi jego sąsiad. — Wiersze mu się sypią jak z rękawa, a śpiewa jak z nut. Posłuchaj pan!
Jakoż rzeczywiście, pan Raymund podparłszy sobie bok jedną ręką, a drugą z kieliszkiem wyciągnąwszy przed siebie, zanucił pięknym, choć nieuczonym barytonem:

Na kogo spojrzy panna Martyna
Ten już pijany, choć nie pił wina.
A ja mu radzę wybić klin klinem
I stante pede upić się winem...