Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak o ciebie, kochanku! — zakrzyknął pan Teofil, rad, że się zemści za watowaną łopatkę swéj bogdanki.
— Ani mniéj ani więcéj, jak Boga kocham — dorzucił kapitan.
Pan Karol poprawił włosy i z zimną krwią pewnego siebie zwycięzcy, rzekł:
— Zobaczymy!
— A tymczasem pokażę ją panu jutro na wodach — mówił daléj do pana Gustawa — właśnie z doktorową Y. sprzedawać będzie bilety na bal dla ubogich. Przypatrzysz jéj się pan doskonale.
— Spodziewam się, że pan mnie jéj przedstawisz — rzekł pan Gustaw, który już postanowił rozkochać w sobie pannę Martynę dlatego tylko, że, jak słyszał, innym się to nie udało.
— Naturalnie! Tylko miéj się pan na baczności, żebyś się grubo nie zadurzył!
W téj chwili gdy imię panny Martyny obiło się o ściany sali, siedzący w kącie czarnowłosy młodzieniec wychylił zpoza gazety długi, melancholijny nos i melancholijniéj jeszcze spojrzał w sufit.
Widoczném było, że słuchanie téj rozmowy przéjmowało go zgrozą, bo tragicznym ruchem rzucił pismo i przeszedłszy zwolna z założonemi po Napoleońsku rękoma koło stołu młodzieży, którą zmierzył pogardliwym wzrokiem, wyszedł z sali.