Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy i ją strach ogarnął. Spiesznie puściła się na poszukiwania, a jako obznajmionéj dobrze z miejscowością, szło jéj to lepiéj i prędzéj niż biednemu, przestraszonemu dziecku, które po kilka razy w tę samą uliczkę wracało, kręcąc się jak w zaczarowanem kółku w labiryncie przecznic i ulic. „Po co ja go brałam ze sobą — mówiła w duchu — gdzie go teraz znajdę nieszczęśliwa. Taki psi czas! Gotów się jeszcze rozchorować i tyle.”
Ludzie snuli się jeszcze z rzadka po cmentarzu. Zaczepiała każdego pytając o dziecko. Nikt go nie widział. Przerażona, jęła odmawiać modlitwę do świętego Antoniego, ale myśli jej się plątały, powtarzała więc wyrazy bez związku idąc wciąż daléj, daléj i wytężając oczy w pomroce. Nagle, gdy już prawie straciła nadzieję, jakiś przedmiot ciemny zarysował się na wale ziemi, otaczającéj niby olbrzymia warga jamę grobową. Był to Adamek. Leżał z głową przewieszoną w tył; czapeczka spadła mu z niéj do dołu, a mokre od deszczu włosy przyległy do bladego czoła.
— Jezus Maryja! — krzyknęła pomywaczka, pochylając się nad nim. Porwała go w objęcia, zimne rączki przycisnęła do swoich ust gorących, chuchała w nie, tarła i w téj chwili dawno zapomniane wyrazy tkliwości nie wiadomo skąd zjawiły się na jéj ustach:
— Mój ty śliczny, moje ty złoto, moje ty wszystko na tym świecie — szeptała takim głosem, po