Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszechnego smutku, w którym on tylko jeden nie brał udziału.
Usiadł na jakiéjś zapomnianéj mogile, wianek na kolanach położył i zakrywszy twarz rączkami rozpłakał się takim płaczem, jakiego bodaj żadne dziecko nie zaznało.
Łkania jego zwróciły uwagę klęczącéj na pobliskim grobie, pani. Popatrzyła na niego ze współczuciem.
— Biedne dziecko, tyś pewno sierota? — spytała zbliżając się.
Adamek nic nie odpowiedział zrazu.
— Czy to twoja matka tu leży — ponowiła pani — i ręką ramienia jego dotknęła.
— Oj! żeby to matka — wyszeptał, podnosząc na nią zapłakane oczy. — Ubrałbym jéj grób wiankami i lampkami obstawił i prosił, żeby mnie do nieba zabrała — ale tak — i zaczął znowu płakać.
— Dziwne dziecko — rzekła pani. — To ty byś chciał, żeby twoja matka nie żyła?
— Ja nie mam wcale matki! — zawołał Adamek z wybuchem — ani na świecie, ani na cmentarzu, nigdzie! nikogo! O! ja biedny! ja biedny!
— Dziwne dziecko — powtórzyła pani i poszła.
Tymczasem obłoki przybierały coraz ciemniejszą barwę, wiatr ostry podnosił z ziemi żółte liście i rzucał temi łachmanami lata, jakby się z nich natrząsał. Adamkowi zimno się zrobiło. Wstał, z westchnieniem wianek na nieznanéj mogile położył i obejrzał się. Dopiéro teraz przyszło mu na myśl,