Strona:PL Hans Christian Andersen-Tylko grajek tom I 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drujemy! — zawołał kapitan. — No i cóż! Oszczędzilibyśmy sobie fatygi do domu; ot! pokołysalibyśmy się do woli! Toć tu i tak człowiek łazi, jak mucha w syropie!
Powietrze chmurzyło się coraz bardziej, śnieg zaczął pruszyć; podróżni nasi nie byli jeszcze wpół drogi. Raptem chmury sypnęły na nich gwałtowną zawieruchą.
— Podnieś sobie chustkę na uszy! — rzekł Piotr Wik. — To niedługo przejdzie!
Szli dalej ze spuszczonemi głowami, dla zasłonięcia się od przykrej zamieci. Wysoko w powietrzu szumiał wicher, jak pędzące w potoku koło młyńskie.
— No i cóż? czy jeszcze nie ustaje? — rzekł kapitan, podniósł głowę do góry i stanął. W tej chwili pod niemi zaturkotał lód, jakby najokropniejszy wystrzał armatni. — Póki trzaska to i trzyma! — zawołał, porwał Krystyana za rękę i szybko poszedł dalej. — Trzeba nam iść w prostej linii, to jak raz natrafimy na pomost portowy w Malmö! A to mi się dopiero pieni z góry! — zawołał i oddmuchiwał płaty śniegu, wiejące mu w same oczy. Wtedy znowu zagrzmiało pod niemi od silnych prądów, rozdzierających lody, chociaż na powierzchni nic je-