Strona:PL Hans Christian Andersen-Cień, Śpiewak z pod strzechy 18.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cień mój, — zgoda? Koszta biorę na siebie. Będzie nam bardzo przyjemnie.
— Pańska podróż długo potrwa? — zapytał uczony.
— To zależy. W każdym razie dla pana byłaby z pożytkiem. Zostań moim cieniem, a nic cię kosztować nie będzie.
— Ależ to szaleństwo!
— Tak bywa na świecie, — i tak będzie zawsze — rzekł cień na pożegnanie.
Coraz gorzej się działo uczonemu: gnębiły go zmartwienia i kłopoty, a jego piękne myśli, które oddawał ludziom, nie zwracały nawet uwagi. Ot — groch na ścianę.
Wkońcu zachorował.
— Wyglądasz pan jak cień — mówili ludzie, nie domyślając się, że przy tych słowach dreszcz przebiegał po ciele biednego człowieka.
— Trzeba się leczyć, jechać do wód, do kąpieli — powtarzał dawny cień, który go znowu odwiedzał. — To konieczne. Inaczej nie powrócisz pan do zdrowia. Po starej znajomości zabiorę cię z sobą, opiszesz za to naszą podróż i będzie nam we dwóch przyjemniej. Sam muszę jechać do wód, bo mi broda rosnąć nie chce, a to przecie choroba. Muszę koniecznie mieć brodę. Bądź pan rozsądny i przyjmij moją propozycję, — jesteśmy przecież stworzeni dla siebie.
I pojechali razem. Cień był panem, a pan cieniem, lecz nikt się tego nie domyślał. Jeździli razem konno i powozem, przechadzali się, a zawsze uczony musiał iść obok, za — albo przed — cieniem, sto-