Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 352.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ren i renica biegły obok nich do samej granicy tego kraju, gdzie pierwsza zieloność wychodziła z ziemi: tu się pożegnały z dziećmi.
— Bądźcie zdrowi! Bądźcie zdrowi! — wołali wszyscy.
Niedługo też zaczęły świergotać drobne ptaszki, w lesie zaś pełno było zielonych pączków, a Janek i Marysia szli, trzymając się za ręce, a im dalej szli, tem piękniejszą stawała się wiosna, tem więcej widać było kwiatów. Zbliżyli się wreszcie do miasta. Jankowi znowu się łzy zakręciły w oczach, były to jednak łzy radości. Teraz mu było dobrze, tak dobrze, że wypowiedzieć tego nie umiał, a tylko ściskał mocno w swej dłoni rączkę małej Marysi i przyglądał się miastu.
Niedługo weszli do domu, gdzie mieszkali rodzice i babunia, i wstąpili po schodach do dobrze znajomej izdebki pod strychem. Wszystko tam jeszcze stało na tem samem miejscu, co dawniej; zegar ścienny ciągle jeszcze powtarzał: tik! tak! a skazówki obracały się w kółko, jak przedtem. Dopiero, gdy weszli we drzwi, przekonali się oboje, jak przez ten czas urośli. Przez otwarte okno róże zaglądały do pokoju, gdzie stały jeszcze dwa małe krzesełka dziecinne, na których usiedli Janek i Marysia, każde na swojem, trzymając się za ręce, jak dawniej, bo o całym przepychu u Królowej Śniegu najzupełniej oboje zapomnieli. Babunia siedziała, grzejąc się na słońcu, i czytała w książce do nabożeństwa, a czasem zanuciła coś półgłosem.
Janek i Marysia zajrzeli sobie w oczy i zaśpiewali dawną, dziecinną piosenkę:

O, sercu najmilsza różyczko kochana.
Pól, sadów, ogrodów ozdobo!
Barw krasą jaśniejesz i wonią-ś owiana —
Kwiat żaden nie zrówna się z tobą! i t. d.