Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 308.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Twarz jej jednak była piękniejszą od stroju.
Janek spojrzał na nią i oniemiał ze zdziwienia: była to bowiem ta sama królewna, którą widział we śnie, gdy zasnął przy łóżku zmarłego ojca.
Nie, nie, to nieprawda! ona nie może być tak złą, jak mówią — pomyślał zaraz. Nie uwierzę temu. Jest piękną i dobrą, a ponieważ każdemu pozwala się starać o swoją rękę, spróbuję i ja szczęścia. Przekonamy się zresztą, co to wszystko znaczy, ojciec nade mną czuwa i nie lękam się niczego.
Oznajmił zaraz o swoim zamiarze, ale wszyscy mu odradzali: zginie, jak tylu innych. Towarzysz podróży odradzał mu także, lecz to nic nie pomogło. Janek wierzył w swe szczęście i w dobroć królewny, przypuszczał, że jej okrutne postępki muszą mieć jakąś ukrytą przyczynę i uparł się przy swojem.
Oczyścił sobie buty i ubranie, umył się czysto, uczesał i poszedł do pałacu królewskiego.
Zapukał do drzwi śmiało.
— Proszę wejść — dał się słyszeć głos starego króla, który wyszedł zaraz na jego spotkanie w szlafroku i wyszywanych pantoflach; na głowie miał koronę, berło w jednej ręce, a złote jabłko w drugiej.
— Zaczekaj — rzekł i czemprędzej włożył złote jabłko pod pachę, aby podać Jankowi prawicę.
Lecz skoro się dowiedział, że jest nowym konkurentem do ręki jego córki, zaczął tak mocno płakać, że upuścił berło i jabłko na ziemię i ocierał oczy połami szlafroka, gdyż nie miał z sobą chustki.
Biedny, dobry król stary!
— Daj temu pokój — rzekł wreszcie, kiedy się uspo-