Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 303.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

downem powietrzem! Stamtąd zobaczysz wielki kawał świata! Ale nieprędko się tam dostaniemy.
Rzeczywiście wędrowali cały dzień następny, nim dosięgli podnóża gór, okrytych płaszczem czarnego lasu i składających się ze skał olbrzymich, jak całe miasta. Wszystko tu było wielkie, wspaniałe i groźne, i sił potrzeba, żeby się piąć śmiało po stromych urwiskach na te wysokości. To też nasi podróżni zatrzymali się na noc w oberży, aby wypocząć przed jutrzejszą drogą.
W największej izbie zajezdnego domu wędrowny właściciel teatru maryonetek dawał wielkie przedstawienie. W jednym końcu pokoju ustawił swój mały teatrzyk, a w drugim zgromadzili się goście przejezdni, służba, sąsiedzi. Każdy był ciekawy. Na samym środku stanął gruby rzeźnik z buldogiem, który warczał, pokazywał zęby i wytrzeszczał straszne ślepie na teatrzyk. Musiało to być zwierzę niezmiernie złośliwe.
Przedstawienie się rozpoczęło i było bardzo zajmujące. Śliczna sztuka! Król i królowa siedzieli na tronie, w złotych koronach i sukniach z długiemi trenami. Widać zaraz, że musieli być bardzo bogaci. Inne maleńkie lalki z wąsami i szklanemi oczyma, stały przy drzwiach, poruszając niemi bezustannie, zapewne aby utrzymać w pokoju świeże powietrze i przyjemny powiew. Śliczna to była sztuka!
Wtem królowa wstała i postąpiła kilka kroków na przód sceny. Niewiadomo, co sobie pomyślał o tem buldog, dość, że warknął groźnie, poskoczył, schwycił nieszczęsną królowę w swoją straszliwą paszczę — trzasnęła — Ach!...
Biedny właściciel teatru rozpaczał: pies odgryzł gło-