Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 297.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opowiem mu wtedy wszystko, co się ze mną działo tu na ziemi, a on mi wytłomaczy cuda raju. Będzie mię uczył i obaj będziemy szczęśliwi!
Uśmiechnął się do tych myśli, choć łzy spływały mu jeszcze po twarzy. Po gałązkach ptaszki skakały wesoło i szczebiotały: kiwit! kiwit! chociaż przed chwilą były świadkami pogrzebu. Ale one wiedziały, że umarły w niebie szczęśliwszy jest niż tutaj, że ma piękne skrzydła i śpiewa cudne pieśni razem z aniołami. Więc to je tak cieszyło. Potem odleciały daleko, daleko, a Janek patrzył za niemi z tęsknotą i także miał ochotę ruszyć w świat nieznany, tylko przedtem zapragnął naznaczyć grób ojca choć prostym krzyżem. Zrobił go starannie i zaniósł wieczorem na cmentarz. Mogiłę zastał pięknie usypaną i przybraną kwiatami. Widocznie obcy ludzie pamiętali, jak dobrym dla każdego był nieboszczyk.
Nazajutrz wczesnym rankiem Janek zwinął w mały tobołek swoje rzeczy, zabrał pięćdziesiąt talarów i kilka drobnych monet, które stanowiły cały jego majątek, i wyruszył w drogę.
Przechodząc koło cmentarza, raz jeszcze wstąpił na grób ojca, aby się pomodlić i pożegnać go może na długo.
Na polu kwiaty świeciły perłami rosy porannej, grzały się w słoneczku, kołysały główki na figlarnym wietrze i zdawały się mówić:
— Prawda, jak tu ślicznie? Jak zielono! Witaj nam, miły przechodniu!
Oto i koniec wioski i stary kościołek, gdzie go niegdyś ochrzczono, gdzie przychodził z ojcem co niedziela na nabożeństwo i śpiewy. Przystanął, zdjął kapelusz i żegnał go wzrokiem. A wtem na wieży wysokiej zoba-