Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 268.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wytryskało z ziemi i jasna woda pluskała po głazach, jak dzwonek szklany.
— I to także dzwonek — rzekł jeden z chłopców, kładąc się na ziemi. — Warto posłuchać.
Nie chciał iść już dalej, był zmęczony. Koledzy odeszli bez niego.
Bardzo daleko w lesie, na jasnej polance znaleźli dziwny domek z kory drzewnej i gałęzi, zbudowany dokoła rozłożystej, starej jabłoni. Wielkie konary drzewa rozpostarły się nad dachem, jak ręce opiekuńcze, pełne błogosławieństwa i owocu; dzikie róże pięły po ścianach kolczaste lecz kwieciste gałązki, a na szczycie drzewa zawieszony był mały dzwonek.
— Czyżbyśmy ten słyszeli tak daleko?
Wszyscy byli tego zdania, jeden tylko twierdził, że to być nie może. Dzwonek jest za mały, aby go słychać było w takiem oddaleniu, i nie wydaje takich wzruszających dźwięków, jakie głos tajemniczy budził w sercach ludzi.
Ten, który utrzymywał tak, był Królewiczem, więc inni powiedzieli, że dlatego chce być mądrzejszym od towarzyszy i mieć swoje zdanie.
Znowu się rozłączono. Wszyscy pozostali przy małym dzwonku na dzikiej jabłoni, ciesząc się szczerze ze swego odkrycia, a Królewicz sam jeden poszedł dalej. Otoczyła go cisza i samotność lasu i napełniła mu serce uczuciem, którego nie znał dotąd. Zdaleka słyszał lekki, przyjemny dźwięk dzwonka na jabłoni; czasem wiatr przynosił mu ton daleki, delikatny cukierniczego dzwonka z namiotu pod lasem; ale oba te głosy nie miały nic wspólnego z dźwiękiem oddalonym, silnym i potężnym, który w lesie brzmiał chwilami, niby organy, gdzieś na lewo, po stronie serca.