Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I przycisnął do piersi narzeczoną, a ojciec jej, król stary, płakał z rozczulenia.
Syrena stała blizko i patrzała. Królewicz zwrócił się do niej z uśmiechem.
— Ciesz się z mojego szczęścia — rzekł radośnie — bo ty kochasz mię także. Wiem, że mnie kochasz bardzo.
Biedna Syrena usiłowała się uśmiechnąć, lecz czuła, że jej serce pęka. Więc nie posiądzie duszy nieśmiertelnej i wkrótce stanie się pianą znikomą!
Dzwony zabrzmiały znowu, strojni heroldowie przebiegali miasto, ogłaszając radosną wieść o zaręczynach królewskiej pary. Ślub miał się odbyć wkrótce.
Dzień ten nastąpił prędko. Na ołtarzach paliły się wonne kadzidła i kosztowne olejki w lampach srebrnych i kryształowych. Królewska para, strojna w perły i dyamenty, trzymając się za ręce, stanęła przed księdzem, który na zawsze połączył ich dłonie i dał im błogosławieństwo. Syrena w pięknej szacie jedwabnej ze złotem niosła tren panny młodej, ale nie słyszała ani wspaniałej muzyki kościelnej, ani pięknego śpiewu, i nie widziała całej ceremonii, ani ludzi, którzy tłoczyli się wkoło, bo przed nią stałą śmierć nieunikniona i szczęście, które utracić musiała.
Tego jeszcze wieczora Królewicz z małżonką odpływał na okręcie, który go tu przywiózł. Cały dwór odprowadzał młodą parę do przystani, z balkonów powiewały chorągwie i kwiaty, brzmiały salwy armatnie.
Podniesiono żagle, wiatr wzdął je lekko i statek pomknął, jak mewa po fali.
Na pokładzie zapalono światła, niby gwiazdy różnobarwne, goście tańczyli wesoło, bawiła się załoga i świta książęca.