Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się oblewać ją życiem, lecz oczy pozostają zamknięte. Czyżby go nie ocaliła?
Biedna Syrena z trwogą pochyla się nad nim, odgarnia mokre włosy z wysokiego czoła i kładzie na niem słodki pocałunek.
— Obudź się — mówi — tylu was zginęło, — serce mię boli, kiedy o tem wspomnę, żyj choć ty jeden, taki młody, taki piękny! Tyle lat do was tęskniłam, do ludzi, tak was kochałam, nie znając, — dzisiaj kocham was więcej, — a ciebie najbardziej. Więc nie możesz umierać.
Przyszedł jej na myśl posąg marmurowy, stojący w jej ogródku i wydało jej się, że młody książę bardzo do niego podobny. Żeby żył tylko. Lecz cóż ona może uczynić więcej, aby przywrócić mu życie?
Wtem z daleka ujrzała ląd, — góry wysokie, śniegiem okryte, jak białe łabędzie, śpiące pod obłokami. A niżej, na wybrzeżu, gaje zielone, cieniste, wśród których mury kościołka czy zamku bielały, otoczone zielenią pomarańcz i cytryn z owocami złocistemi. U bram ogrodu wznosiły się palmy wysmukłe, dumne, a nieco opodal morze tworzyło tu małą zatokę, spokojną lecz głęboką. Wpłynąwszy do niej, Syrena złożyła ciało młodzieńca na gorącym piasku, tak, aby słońce padało na głowę, którą oparła wyżej.
Głos dzwonka rozległ się z białego domu, ukrytego w zieleni, i w tej samej chwili gromadka dziewcząt wbiegła do ogrodu. Ujrzawszy je, Syrena zostawiła księcia, a sama odpłynęła za skały nadbrzeżne, zarzuciła na włosy welon białej piany i niewidzialna, patrzała, co dalej stanie się z Królewiczem.