Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młode gosposie, a jednakże pełne wdzięku; — powab i cnota razem, nic lepszego nie znajdzie! — Postanowił się oświadczyć.
Wtem, tuż około wybranego kwiatka, na zielonym strączku spostrzegł jakieś płatki pokurczone, żółte.
— Co to jest? — zapytał.
— To moja siostra starsza — odpowiedział kwiatek.
— Aha! — zawołał motyl i uciekł co prędzej, gdyż nie chciał, aby jego przyszła żona podobną była do zwiędłego groszku. Poprostu się przestraszył.
Na płocie piął się powój, ale piękne kwiaty tylko przez kilka godzin w dniu stały otwarte, a potem się skręcały, jak sznureczki. Zresztą dokoła pełno różnych kwiatów, lecz wybór trudny: każdemu można coś zarzucić.
Upłynęła wiosna, kończyło się lato, motyl nie wybrał sobie dotąd żony.
Jesień w nowe barwy przybrała ogrody, otworzyła nowe pączki, kwiaty okazałe, nie lękające się wiatru i chłodu. Lecz nie miały zapachu.
A motyl teraz właśnie przekładał nad wszystko przyjemny zapach; on mu przypominał wiosnę. Astry i georginie były piękne, ale nie miały w sobie uroku młodości, ani rozkosznej woni.
Wtedy postanowił zwrócić się do mięty, która rosła nizko przy ziemi.
Nie miała ona kwiatów, ale sama kwiatem była pachnącym od końca łodyżki do każdego listka. Jakiż kwiat najpiękniejszy równać się z nią może?
— Tę wybiorę — postanowił motyl nieodmiennie.
Zbliżył się i oświadczył jej swoje zamiary.
Ale mięta stała sztywna, niewzruszona, długo milczała, wkońcu rzekła: