Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślała, że to kwiat oderwał się od łodygi i wzleciał do góry, aby z wysoka lepiej świat obejrzeć. To wydawało jej się całkiem naturalne.
— O, gdybym ja tak unosić się mogła! — pomyślała z zazdrością. Kwak, co za wspaniałości! Jakże ten świat piękny!
Osiem dni szczęśliwych przeżyła ropucha w rozkosznym rowie, gdzie nie brakowało żywności, ani wygód. Dziewiątego dnia jednak powiedziała sobie: pójdźmy dalej. Wprawdzie — czyż mogła znaleźć coś na świecie piękniejszego i wspanialszego? Czegóż jej tu brakowało? — Chyba towarzyszki, choćby zielonej żabki. Właśnie ostatniej nocy wydawało jej się, że wiatr, przynosi dobrze znane głosy, zwiastujące blizkość krewniaków.
— Co to za życie! — rozmyślała sobie. — Wydostać się ze studni, odpocząć w pokrzywach, przebyć taką suchą i palącą drogę, wreszcie ten rów wspaniały! Ale to nie dosyć. Dalej, naprzód! Muszę odnaleźć ropuchy, albo zielone żabki; sama natura wystarczać nie może, każdy potrzebuje towarzystwa!
I wyruszyła dalej.
Przez łąkę doszła do dużego stawu, zarośniętego trzciną i zaczęła się przechadzać dookoła.
Inne żabki zauważyły ją wkrótce.
— Dzień dobry. Jak się tu pani podoba? Przepraszam, może panu? Zresztą to wszystko jedno, każdy gość mile jest u nas witanym.
Zaprosiły ją zaraz na wieczorny koncert w domowem kółku, — amatorskie siły, wiele zapału, na drobiazgi trzeba być wyrozumiałym. Co się tyczy przyjęcia: staw pełen czystej wody i co sobie kto znajdzie. Jak w domu, bez ceremonii.