Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wskoczyła do wody. Nie miała nawet czasu zastanowić się nad tem, co zrobiła, gdy olśnił ją blask wielki i jednocześnie prawie wyleciała z wiadra na wilgotną ziemię.
— Tfy, cóż za potwór! — zawołał parobek, który wylewał wodę.
I kopnął ropuchę butem z drewnianą podeszwą tak mocno, że ogłuszona, upadła o kilka kroków, między gęste pokrzywy.
Kiedy przyszła do siebie, ujrzała dokoła las cienkich łodyg i zielonych liści, przez które przedzierały się plamki złociste. I zrobiło jej się tak miło, jak ludziom, kiedy w cienistym lesie widzą złote słońce, przeświecające przez gęstwinę liści.
— O, tu ładniej niż w studni! — zawołała zachwycona, — Tutaj chciałabym przebyć całe życie.
I położyła się na mokrej ziemi, pod liściami pokrzywy. Tak przeleżała godzinę, dwie prawie. Ale ciekawość znowu budzić się zaczęła.
Co też tam dalej być może? — myślała. — Kiedy aż tutaj doszłam, muszę sprobować jeszcze zajść i trochę dalej. Czemużbym nie miała poznać całego świata?
I posuwając się szybko, jak mogła, doszła do drogi. Oblało ją słońce, gorące, jasne, kurz obsypywał całą, kiedy na drugą stronę w poprzek przechodziła.
— Tutaj to prawdziwie sucho — rzekła do siebie. — Strasznie sucho. Aż dusi!
Przedostała się wreszcie na drugą stronę drogi, gdzie był rów dość głęboki i wilgotny. Nad rowem rosły niezapominajki, spirea, białe ciernie, a na płocie pięły się dzikie powoje, osypane blado-różowymi kwiaty. Motyl zleciał z kwiatka i usiadł na drugim. Ropucha pomy-