Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

listkiem nie poruszyły. Idalka wiedziała jednak, co ma o tem myśleć.
Długo dziś nie mogła zasnąć, bo wciąż myślała, jakby to było przyjemnie popatrzeć na śliczne kwiaty, tańczące w królewskim zamku. Ach, żeby to zobaczyć choć raz jeden!
— Czy też moje kwiatki naprawdę tam będą? — szepnęła cichuteńko i zasnęła.
W nocy się obudziła. Śniło jej się o kwiatach, o Fredziu i nieznośnym radcy, który na wszystko wygadywał. W pokoju było cicho; na stoliku paliła się nocna lampka, ojciec i mama spali.
— Czy też moje kwiaty leżą jeszcze w łóżeczku Zosi? — pomyślała. — Ach, jakbym się chciała przekonać!
Podniosła się troszeczkę i spojrzała na drzwi uchylone do drugiego pokoju, — tam były jej kwiaty i wszystkie zabawki. Zaczęła nasłuchiwać i zdawało jej się, że ktoś tam ślicznie gra na fortepianie, ale tak delikatnie i cichutko, jak jeszcze nigdy dotąd nie słyszała.
— To pewno kwiaty tańczą! — szepnęła z zachwytem. — Ach, mój Boże, jakbym chciała to zobaczyć!
Nie śmiała jednak podnieść się z łóżeczka, aby nie zbudzić mamy.
Może one tu przyjdą — pomyślała znowu. Ale kwiaty nie przychodziły. Muzykę słychać było coraz lepiej, śliczną ale cichutką.
Nakoniec Ida dłużej wytrzymać nie mogła. Wyszła pomalutku z łóżka i na palcach podeszła do drzwi uchylonych. Zajrzała. Co za widok! Ach, cóż tam zobaczyła!
Nocnej lampki nie było w sąsiednim pokoju, ale księ-