Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marjorie schodziła właśnie ze strychu i, nie zważając na to, że długie, jasne jej włosy rozsypały się na ramiona, złocistą kaskadą spadając aż po biały rąbek jej sukni, szybko zbiegła na dół, sądząc, iż jej pilno potrzebują. Już z bawialnego pokoju usłyszała gwar obcych głosów, a przechodząc przez sień, ujrzała zdaleka piękną i szlachetną postać starca o siwych włosach, który przyglądał jej się ciekawie.
Wtem spostrzegła kapitana Rexa. Z okrzykiem radości i wyciągniętą dłonią biegła już na jego spotkanie, gdy naraz głos serdecznie brzmiący odezwał się do niej jak najczulej:
— Marjorie! dziecię moje, czy mnie nie poznajesz, czy mnie zapomniałaś?
Przystanęła i drgnęła, jakby pod elektrycznem dotknięciem, a krew cała zbiegła jej z twarzy i drżenie nerwowe wstrząsnęło nią całą. Ręką przesunęła po czole, jakby budząc się z głębokiego uśpienia.
— Marjorie! — powtórzyła zwolna — tak, to było moje imię... a pan... — tu z radosnym okrzykiem padła w otwarte ramiona sędziego Graya — ach Boże! pan jesteś tym, który mnie nauczył kolędy i pieśni o św. Mikołaju, ale... ale nazwiska pańskiego nie pamiętam....
— Pomyśl trochę... — odparł tenże sam głos wesoły, choć wzruszony.
— Nie mogę... — rzekła ze łzami w oczach. — A ten pan... — dodała, wpatrując się w kapitana — to jest Regie!... O! Regie! Regie! czemu mi nie powiedziałeś o tem wprzód? Jak ja mogłam ciebie nie poznać? A tak długo byłeś tu u nas i ja z tobą rozmawiałam... nie wiedząc, kto ty jesteś...
— To pewnie z przyczyny mego bandaża, który mnie zasłaniał... ale ja poznałem cię zaraz, Marjorie!... — triumfująco zawołał Rex.
— Tak, teraz powoli przypominam sobie wszystko... — mówiło dziewczę, tuląc się w objęcia sędziego... — Pamiętam śnieg dokoła i płaszcz, w który mnie pan otuliłeś i... Barneja, który mówił: „Wasza Wysokość“... i... sędzio... Gray, drogi, ukochany, opiekuńczy sędzio Gray — dokończyła, całując z uniesieniem jego ręce — poznaję cię nareszcie! — Ale cóż to działo się ze mną przez te wszystkie lata?
— Otóż to właśnie musisz nam wytłumaczyć, moje dziecię — rzekł sędzia, sadzając ją obok Rexa na kanapie. — Pogadajcie sobie o tem z kapitanem, a ja pójdę wytłumaczyć tym paniom, o co idzie, bo gotowe wziąć nas wszystkich za warjatów.